Jak byłem na pierwszym roku studiów trzy rzeczy wydawały mi się finansowo niedostępne: litrowe soki owocowe, aromatyzowane herbaty piramidki i krótkie spodenki. Czemu? Nie wiem. Pewnie było mnie na nie stać, ale z jakiegoś powodu myślałem, że będę je kupował w przyszłości… jak będę miał więcej pieniędzy. Chyba wspominałem już w którymś z poprzednich tekstów, że w ramach pisania bloga doświadczam interesujących podróży w swoją przeszłość. Gdy przyszło mi na myśl, żeby napisać dla Was tekst o kupowaniu, od razu przed oczami stanęły mi moje trzy studenckie potrzeby. Jeśli wydadzą się Wam śmieszne to polecam Wam cofnąć się do swoich niegdysiejszych potrzeb, a wtedy i ja się uśmieje 🙂
Na samym początku studiów ciężko było o rozrzutność, choć pamiętam, że standardowy wówczas studencki budżet (ok. 1000 złotych) jakoś wystarczał do pierwszego. Istotnym elementem budżetu był wynajem mieszkania i porządne studenckie imprezy, na które jakimś cudem zawsze starczało. Na co nie starczało? Litrowe soki owocowe, fancy herbatki i krótkie spodenki na każdą okazję.
Dziś po latach już nie kupuję soków, bo ich skład pozostawia wiele do życzenia, za to jem dużo owoców i warzyw. Herbatę też najchętniej pijam zieloną – niezbyt fancy, ale nie z oszczędności, a po prostu najbardziej mi smakuje. Nie mniej jednak wspomnienie tych pragnień siedzi we mnie bardzo głęboko. Jednym z powodów rozpoczęcia przeze mnie badań nad nadmiarem i zachowaniami konsumenckimi był moment w którym zorientowałem się, że mam łącznie 13 par krótkich spodenek :), a tylko jedną część ciała, żeby je nosić. Sensowność takich zakupów wydała mi się wątpliwa. Wtedy zacząłem sobie zadawać pytanie co jeszcze kupuję w sposób kompulsywny – bez przemyślenia. Analiza przyprawiła mnie o zawrót głowy.
No to teraz dla Ciebie parę pytań pomocniczych:
- Jakie potrzeby konsumpcyjnie widzisz w swojej przeszłości najwyraźniej?
- Czy były takie rzeczy, które pragnęłaś/ąłeś mieć za wszelką cenę?
- Jak to wygląda dziś?
- Czy kupujesz w sposób kompulsywny?
Wielu ludzi dociera do minimalizmu szukając odpowiedzi na pytanie: dlaczego pomimo posiadania znacznie wyższego wynagrodzenia niż w przeszłości dalej nie mam pieniędzy. Często jest to efekt właśnie niekontrolowanych zakupów.
Czy widzisz różnice między mieć, a używać?
Mamy dziwną tendencje do zmniejszania świata i chowania go we własnym domu.
- Zamiast wizyty w spa lub na basenie chcemy mieć w domu wannę z hydromasażem
- Zamiast książki wypożyczać, lub pożyczać od znajomych, chcemy mieć w domu własną bibliotekę
- Zamiast iść na siłownie, kupujemy sprzęty gimnastyczne do domu
- Zamiast iść do kina kupujemy zestaw kina domowego
- Zamiast iść do muzeum, czy galerii sztuki robimy w domu nasz mały Luwr
I znowu podkreślam. Nie chcę nikogo oceniać i nie oceniam. Poddaje pod rozwagę. A właściwie zachęcam Ciebie, żebyś poddał/a sam/a pod rozwagę swoje zakupy. Mam dla Ciebie kilka porad jak to zrobić.
- Zawsze rób listę zakupów. Najbanalniejsza rada na świecie, ale jest pierwszym i do tego najskuteczniejszym krokiem do opanowania potrzeby kupowania. Potrzeba, która rodzi się w domu bez wpływu reklamy, pięknego opakowania, czy promocyjnej ceny jest raczej prawdziwa, przy półkach sklepowych rodzą się najczęściej zachcianki.
- Jeśli odczuwasz nagłą i silną potrzebę zakupu jakiegoś przedmiotu, napisz jego nazwę na kartce i odłóż na 30 dni. Wtedy będziesz miał okazję przekonać się, czy po 30 dniach potrzeba sama się nie ulotni, czy będzie Ci towarzyszyć.
- Zastanów się czy rzecz, której potrzebujesz musi być Twoja. Czy możesz korzystać z niej w jakiejś instytucji poza domem (np. bieganie bądź siłownia, zamiast topornego przyrządu do ćwiczeń).
- Wykorzystaj moc mediów społecznościowych i dowiedz się, czy daną rzecz możesz dostać używaną, bądź czy ktoś nie chcę się za coś zamienić. Internet jest pełen takich możliwości. Ja jestem szczęśliwym posiadaczem wagi łazienkowej, którą otrzymałem za nomen omen 2 soki 🙂
- Jeżeli chcesz coś kupić zastanów się, czy nie możesz tego zakupu sfinansować ze sprzedaży czegoś, co już masz w domu. Żeby kupić głośniczek bluetooth sprzedałem wierzę na CD (jedno i drugie kosztowało ok 100 PLN). Wartością dodaną jest możliwość pozbycia się płyt 😀 😀 😀
- Wiesz, że na Olimpiadzie nie będzie więcej konkurencji niż jest teraz? Komitet Olimpijski postanowił, że żeby zapobiec niekontrolowanemu rozrostowi imprezy, nowe dyscypliny wchodzą do olimpiady na zasadzie jedna za jedną. Więc na przykład nie będzie już windsurfingu, tylko kajtsurfing. Mądrość MKOL warto wprowadzić do swojego domu. Kup następne jeansy dopiero po tym, gdy poprzednie się zużyją.
- Zanim coś kupisz wypróbuj to, np. zanim kupisz czytnik e-booków (który z pewnych względów jest bardzo minimalistyczny) to postaraj się go na tydzień od kogoś pożyczyć dla testów. Zobacz, czy taka rozrywka będzie Ci pasować.
- Nade wszystko dawaj sobie radość. Jeśli coś sprawia Ci prawdziwą radość to kup to. Ja mam w domu gitarę, czyli instrument muzyczny, który ma niezwykła zdolność do zagracania przestrzeni. No i co? Moja nowa gitara, cieszy mnie niezmiennie 😀
Pragnienia i marzenia. Najtrudniej określić, które są prawdziwie nasze, a które należą do speców od marketingu. I w tej ocenie będziemy wszyscy popełniać błędy. Ja zachęcam Was, żeby wciąż uczyć się kontroli nad swoimi zachowaniami konsumenckimi. Więcej pracujemy, żeby więcej zarabiać i żeby więcej kupować. Odwracając ten ciąg logiczny, jeżeli będziemy mniej kupować będziemy mogli mniej pracować lub pracować lżej. Warto się nad tym zastanowić. Nie chodzi o zatrzymanie konsumpcji, tylko o zapanowanie nad nią i przejęcie kontroli. POWODZENIA!
5 komentarzy
Trudny temat o którym można eseje pisać :). Ja np. mam problem, jak zapewne wiele osób: gdy nie planuję zakupów konkretnej rzeczy jest ona dostępna, jednak gdy jestem zdecydowana na zakup już jej nie mogę dostać. Kolejny problem – decyzja o zakupie. Właśnie kupiłam przez Internet ubranka dziecięce. Miałam je w koszyku chyba od 3 dni analizując czy na pewno chcę je kupić? Czy dzieci ich potrzebują? Czy chcę wydać aż tyle pieniędzy tylko dlatego, że są ładne? 3 dni .. a przecież można kupić i zwrócić gdy zdecyduję, że jednak ich nie chcę…A jak z kwestią opłacalności? Czasem lepiej kupić ten przyrząd do ćwiczeń, gdyż wyjdzie nas to taniej niż kupowanie biletów na siłownię (o ile potrafimy się zmobilizować oczywiście:)) ?
Cześć Olga 🙂 Dzięki za komentarz 🙂 Kurczę z tą dostępnością, z mojego doświadczenia jest tak, że jak czegoś chcę to to jest, ale u Ciebie mogło być inaczej. Powiem Ci, że już Twoja refleksja „kupić czy nie kupić” jest super. Większość z nas najpierw klika „Kup”, a potem dopiero zastanawia się, czy czegoś potrzebuje. A co do zakupu przyrządu do ćwiczeń to jest to sprawa jak najbardziej indywidualna. Wydaje mi się, że jest to kwestia systematyczności i zapału. Ja mam doświadczenie, że raczej jak coś postanawiam to do tego dążę, czyli wierzę, że odnalazł bym w sobie motywację do ćwiczenia na takim przyrządzie, ale pewnie nie każdy tak ma. Poza tym siłownia może mieć kilka korzyści: wyjście towarzyskie, możliwość poznania ludzi, różnorodność. Warto jednak zaznaczyć, że część ludzi woli ćwiczyć w zaciszu domu. Ci nie mają wyjścia.
Poruszyłaś Olga jeszcze jedną ważną kwestię. Minimalizm, a posiadanie dzieci 🙂 Tutaj pewnie my moglibyśmy się więcej nauczyć od Ciebie, a nie odwrotnie. Na pewno przy okazji naszych badań będziemy szukać też wiedzy dla mam i ojców 🙂 Udało mi się dotrzeć już do kilku osób, które mają doświadczenie w tworzeniu „minimalistycznej rodziny”. Postaramy się Wam przybliżyć ich doświadczenia.
W mojej rodzinie od zawsze króluje powiedzenie „zostaw, może się jeszcze przyda”, tak samo jest w rodzinie mojego męża. Jestem w stanie to wszystko zrozumieć, kiedyś były inne czasy, inny dostęp do dóbr, teraz musimy się ogarniać, bo utoniemy w niepotrzebnych albo niekoniecznych przedmiotach.
Przez 26 lat dzieliłam mały pokój najpierw z rodzicami i bratem a później tylko z bratem, wiadomo jak to bywa, gdy na małej przestrzeni znajduje się więcej osób a każdy chce mieć kawałek podłogi/ściany dla siebie – bywało czasem przykro, czasem trudno, a czasem wesoło, gdy ktoś się potknął o hantle brata i wywinął orła 😉
Może to trochę przygnębiające, ale minęło 2.5 roku od śmierci mojej babci, a rodzice wciąż nie mogą uporać się ze stosem przedmiotów, które po niej zostały, notabene część z tego, co zostało leży popakowane w torby zajmując nasz stary pokój, który mama mogłaby z powodzeniem powiększyć na pracownię, ale miejsca brak(!).
Jestem mnimalistką, mój mąż wręcz odwrotnie, dlatego w mieszkaniu przestrzenią zarządzam ja, a on ma wielką piwnicę do dyspozycji (choć przyznaję, że znalazło się w niej troszkę miejsca na ubrania dzieci – te lubię czasowo przetrzymać, by pożyczyć/odsprzedać, gdy wśród znajomych pojawia się maleństwo, swoją drogą można zrobić na tym niezły biznes, bo za zarobione grosiki kupuję większe rozmiary ;)).
U mnie minimalizm działa na pełnych obrotach – nasze szafy (ubrania, buty, galanteria), zabawki dzieci – mają ich niewiele, wolą bawić się narzędziami taty, garnkami mamy i torebką babci :D, kosmetyki – można wierzyć, albo nie, ale całą rodziną używamy 1 płynu do mycia – mydła potasowego – jest niezastąpione!, lodówka – nienawidzę wyrzucać jedzenia, więc na zakupy zawsze z listą i zawsze jest plan gotowania na cały tydzień, chemia domowa… Można by długo wymieniać.
Moim ulubionym przedmiotem są szafy sufit podłoga, może nie bardzo, jak to napisałeś, „fancy” ale really praktyczne. Dzięki nim, mimo średniej powierzchni mieszkania i 4 osób, mamy sporo miejsca na przemieszczanie się i oddech :). W sprawy zawodowe męża i jego warsztacik oraz znoszone „przydasie” nie ingeruję, bo zabiłabym tym samym część faceta, którego kocham takiego jakim jest 🙂
Myślę o jeszcze jednej rzeczy, która jest ważna w minimalizie – chcieć i potrzebować czegoś tylko dlatego, że ktoś inny to ma. U mnie na studiach było tak, że marzyłam o szafie pełnej ciuchów, patrzyłam na te wszystkie internetowe trendsetterki z zazdrością… A później otrzeźwiałam i zaczęłam usuwać z mojej szafy wszystko co się dało, czego nie nosiłam, co kupiłam kompulsywnie (teraz mi się to już nie zdarza ku rozczarowaniu tych, z którymi bywam na zakupach) i od tego zaczęła się moja przygoda w świecie minimalizmu 🙂
Bardzo ciekawy tekst, czekam na więcej!
Eliza 🙂 To jest super ważna kwestia. Przymierzamy się do napisania też o tym, jakie trudności mogą wyniknąć ze związku minimalisty z „nieminimalistą” i jak sobie z nimi radzić. Twoje podejście jest bardzo inspirujące 🙂 Wdrażanie minimalizmu na siłę jest bez sensu. Powiem Ci też, że w wielu takich przypadkach nienarzucany minimalizm wchodzi partnerowi/partnerce podskórnie, można powiedzieć „przy okazji”. Ważne jest jednak, żeby w świecie w którym presja jest wszechobecna, nie wywierać jej swojej drugiej polówce 🙂
Dzięki Ci za wpis. Podobnie jak Oldze, Tobie też obiecuję, że zajmiemy się tematem minimalistycznej rodziny 🙂
Czuję się zainspirowany 🙂 dziękuję!
W mojej rodzinie zauważyłam dziwny trend, który może oscylować wokół minimalizmu tj. „kompresjonizm” od sł. kompresja – proces ściskania. Świetnym narzędziem są worki próżniowe. I tu minimalizujemy nie ilość ale objętość posiadanych przez nas ciuchów 🙂 W naszej rodzinie jest taki gość, który umie skompresować wszystko. A mianowicie w bloku z czasów PRL-u w małej piwnicy metr na dwa metry skompresował wszystkie swoje „przydasie”. I co lepsze nadal kompresuje:) Pytanie jak on to robi? Wie tylko on. A piwnica nadal metr na dwa. 🙂
Oczywiście powyższe jest z przymrużeniem oka. Minimalizm w naszych czasach to bardzo przydatna rzecz/zjawisko. Czytałam kiedyś jak należy pozbywać się rzeczy, których dawno już nie używasz a „przydadzą się”. Bierzesz tę rzecz w ręce, przytulasz i jeżeli nie czujesz duchowej z nią więzi to znak, że trzeba się pożegnać. Drugi przykład to jeżeli przez dwa lata odkładasz jakąś rzecz bo może ją użyjesz i tego nie robisz to też oznacza pożegnanie z nią. Sprawdziłam. Działa. No i wiecie ściany nie są z gumy.
„Nieco mniej” gratuluję pomysłów na dobre rady.
Czekam na więcej.